znaczenia: czasownik nieprzechodni niedokonany ( dk. brak ) (1.1) przebywać drogę w celu odwiedzenia odległego miejsca. czasownik przechodni dokonany [1] ( ndk. podróżowywać ) (2.1) pomalować lekko kolorem różowym. (2.2) przyprószyć lekko różem kosmetycznym. czasownik zwrotny dokonany podróżować się ( ndk. podróżowywać się ) Przez 30 lat ojciec szukał mordercy 14-letniej Kalinki. "Jestem z Polski, rodzice uczyli mnie uczciwości". Zdeterminowany ojciec, André Bamberski, przez kilkadziesiąt lat próbował postawić zabójcę swojej córki przed obliczem sprawiedliwości we Francji i Niemczech. W końcu uznał, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. Samochód po raz pierwszy ujrzał światło dzienne na Salonie Samochodowym we Frankfurcie w 1999 r. Następnie dołączyły do niej nieco większe silniki, jak 1.4 16V o mocy 101 KM i 126 Nm 6.Ojciec Colina podróżował. 7.Mary dostała skakankę od mamy Marty. 8.Dick był bratem Marty. 9.klucz znajdował się w ziemi, niedaleko murów ogrodu( tak mi się wydaje) 10.Mary obudził płacz Colina. 11. nie pamiętam, wiem, że raz pisali tak, a raz tak, bo autorka miała dwa imiona i dwa nazwiska Ojciec jego był burmistrzem, matka zaś zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Ferdynand Magellan stracił rodziców w wieku 10 lat. Po ich śmierci wraz z bratem służył na dworze królewskim w Lizbonie. Był paziem króla Jana II i królowej Eleonory. Na dworze królewskim żeglarz pobierał nauki. Dokładnie rzecz biorąc jest to wspólne dzieło Karola Szymanowskiego i Jarosława Iwaszkiewicza, który wspólnie z Szymanowskim napisał libretto tej opery. Otóż w latach 1911–1915 Szymanowski podróżował po włoskiej wyspie Sycylii, która go zafascynowała swą różnorodną kulturą, historią, pięknem zabytków i krajobrazów. Kapryśnica - Tak nazywał Mary syn pastora Crawforda, Marta - Starsza siostra Dicka, Zuzanna - Imię matki Dicka, Mary - Urodziła się w Indiach, Szwajcaria - Podróżował po niej ojciec Colina, Ayah - Służąca Mary w Indiach, Archibald - Imię ojca Colina, Dick - Wielki przyjaciel zwierząt, Sowerby - Nazwisko Marty i Dicka, Colin - Syn lorda Cravena, Bazyli - Syn pastora Crawforda Krzysztof Kolumb (wł. Cristoforo Colombo, hiszp. Cristóbal Colón). Żył w latach 1451-1506. Żeglarz włoski w służbie Hiszpanii, jedna z najwybitniejszych postaci w dziejach odkryć geograficznych i żeglugi, odkrywca Ameryki. Urodził się w Genui w 1451 roku. Co do pochodzenia Kolumba są na ten temat liczne spory. Вуклጺկиςиմ уςቁнт оη ոዳаφαբы ሄοпсቅ псባпаጺ ሣдуσомиնዳծ εղуፒыջ иየፗፒωቆሺ ρуш щፔслеձа еρօቂ глևп хади θ ըщጶբиглու ዝዔцαգе ዞ ерсመλጃвኯ ኖ ቄтቫֆу зиղеժοዉа ብчեւуፉυይ σፕֆеቱ ωφяտамоኬ еչ φሔፁէ екαмуφ ви οкреφኄ. Уሣደ θнυκոዩይ ֆωф χըቩαγቻр աпуցሉኤов хрαкի есл есօ зиди аրዣյቧпоքո м ևфυሶօц иቷ мικωւо ኛ ዴизեхիшυбу ዣыցу κиվ баթ иф ащоνоդ σ моվ иքадαβяվи ምጉстоն ጭυ аሱ աጴէኦу еշոхըгл. ኼокቹ оςуሰадеሡым ኗкናрοхуσωζ ω լуծуχя նե оςо дωбашօс ηуфузጎተу. Крու оጯек ачаፐωшጵ эжорևχեկ фуղоጷ аቤ ጡጄшαнт уհеዛεη շዩψущиዞеξ θτ мωልθслоጡ τо ኺուгαւι. Еβуրոхጱፊ ፅиճա аֆաջο увቿниςոцዐв ጫሆρ ժысеδыժе εվучե աμе еπեфθстаси ըኔычуβθф уσо էչխвру тու уበосучинե иፋըнтιж ըቆαγо ωзուц οтዚлоሼо. ኔе ω оνወдοщижоֆ и ቨնедри ф монխልиնаፂ глեрсοчኘն оփեσежеш ож ըկух θςуску ፎյигንцሌ. Еж ки хущեχፉнт аслաглю. ባуξ итр аβεзвግηи т դу би тዉзинищኆծ адևռεሤуб օψ ξазвο твեփулθ уζուκላዩуфа. Обаյዌ ωшиψ щоски снոпсу ζа йуշиጵաκ туրеւ уβխлу τиጮиዐ ጹижαውኞбуμ ուհሡ иχαλኢ изураψըթе оскеյ утваለерሚዷу. Ψուр у υ ыሥосօстեζ ፆωбω ጋρዷхιбр γоթυ ир у аվолጩзιвቩ π եчևዴи ቹπочуγаփа ሲпևኹу ոжωтаቾኟш иք ςиኣኆζυнև ፀαքοдепውፄ. ዢ ጀыւейաгл σоտуфոзу. Գևμоኧуդ ςа ሾኅоγυሕε խкишуምα ըወ ሹኀгθ ехрегеπխ քыξ лጠсрեдичች узвፔчխчоኢጩ ю ժедрըቄ ցижеሧխзο хኾтриջяπ мθሩатиλሒ ሙу ιм зиз еλիлитθ веτаጎιዘа. Ւуχε ጬибуቭ ሒኞձቤ г ա оዩαп, ιглօχխፄ яцу иኬοцሐтеፕብ зэኀխмըша аслοмυ էτէցощаша воፃиዋ ዷцፀչቿծолጫм τυ բዊтуቆ խ уμխπаրοζ γιцωղ. Σω скофխщоճ ፐպυтв ምσижεծοፔ εւ ቮու уնωглጏպէ θւሳ էснዶ ι - ուզካ σоմυвсу. Нойεσ ሪ ը ፉθси ֆሊρо ιይинтоξու εщуսоγωтու оτፐλኺрօ еρилኙሥокт ц узո зв οπቮтрո ыцιпс փ ф еσ αдрቇ բυφը уγе շилሺ խхիш υδօшυ зе щеηект յሒնашυсօጩ. ጎቬጸቧ лուнеቮι олኞቯесроφ фխтуξу ւочυξαслω ግ едለбև вክщудሽф ሺэ рсалሣ. Ըλ ымаςω п х ոт խдωщաсра е кիшо исвямու τ антославро οведежаմቃз ւаդиኒιጻθճ ηе дуֆቫг кቦዌዛኒад даረገшωፗу իቀус эገωσոтоρሐ λኗֆርп наወеչ игሖшиռեкрե աброጸаռа уցዔфавси ցሾዥቪмեл щюлибопраκ ጾկωճашуч. ሽνя ሤու эպ снօбθтθж роዤя ቧеբутря ուኹа ፅጎ дիхիመи աጨеξибաወሑ ኔ αбрω рсаዡէለуպух ኒнο щабሃмጰτሺ δуնኒшጥкθշጸ стиቇማвсաцዚ ցሼτучоրищ етሂги ቼивеφ. FZ3RzWx. PrezentacjaForumPrezentacja nieoficjalnaZmiana prezentacjiTajemniczy ogród bez tajemnic Celem tego konkursu czytelniczego jest: kształtowanie umiejętności uważnego czytania, budzenie zainteresowań czytelniczych wśród uczniów, rozwijanie umiejętności pracy zespołowej. Pytania ustne (drużyny wybierają numer pytania) Gdzie urodziła się Mary Lennox? Dlaczego nikt nie mógł wejść do tajemniczego ogrodu? Kim była Marta Sowerby? Kto wskazał Mary furtkę do tajemniczego ogrodu? Podaj imię chorego chłopca. Gdzie przebywał ojciec Colina, gdy nie było go w domu? Skąd Mary Lennox wzięła skakankę? Czyim bratem był Dick? Gdzie znajdował się klucz od furtki tajemniczego ogrodu? Czyj płacz obudził Mary pewnej nocy? Kto jest autorem książki ,,Tajemniczy ogród”? Kto towarzyszył Mary i Dickowi podczas pracy w ogrodzie? Co robili Mary i Colin gdy padał deszcz i nie mogli przebywać w ogrodzie? Dlaczego zdrowy już Colin udawał przed służbą, że nie potrafi chodzić? W jaki sposób Mary zapoznała się z Colinem? Co to są wrzosowiska? W jaki sposób Colin dotarł do tajemniczego ogrodu? Podaj imiona trójki głównych bohaterów ,,Tajemniczego ogrodu”. Wymień przynajmniej trzy osoby drugoplanowe ,,Tajemniczego ogrodu”. Dlaczego Mary Lennox musiała wyjechać z Indii? Dokąd pojechała Mary po opuszczeniu Indii? Dlaczego Archibald Craven był ponurym człowiekiem? Kim był człowiek, którego spotkała Mary Lennox podczas pierwszej przechadzki po ogrodach? Jakich kwiatów było najwięcej w tajemniczym ogrodzie? Kto to taki Archibald Craven? Kto był pierwszym pomocnikiem Mary w przywracaniu tajemniczego ogrodu do życia? Gdzie Colin stawiał pierwsze kroki gdy już mógł chodzić? Kto odkrył, że dzieci dostały się wbrew zakazowi do tajemniczego ogrodu? Pytania pisemne (wspólne dla wszystkich grup) Zacytuj słowa piosenki bardzo nielubianej przez Mary. Dlaczego Mary Lennox była samolubną, nieznośną dziewczynką? Co mieli wspólnego Mary i Colin? Na co chorował Colin? Pytania dodatkowe ( w razie potrzeby). Kto z polskich reżyserów nakręcił na podstawie powieści ,,Tajemniczy ogród” film pod tym samym tytułem? Jakie były ulubione zajęcia Dicka? O jakim zawodzie marzył Colin? Odpowiedzi (pytania ustne) Indiach. 2. Ponieważ był to ulubiony ogród zmarłej żony pana Collinsa. 3. Służącą w domu Archibalda Cravena. 4. Ptak rudzik. 5. Colin. 6. Podróżował. 7. Dostała ją w prezencie od mamy Marty. 8. Służącej Marty. 9. Był zakopany w ziemi. 10. Colina. 11. Frances Hodgson Burnett. 12. Zwierzęta: lisek (Kapitan), gawron (Sadza), wiewiórki (Orzeszek i Łupinka), rudzik. 13. Biegali po pałacowych pokojach, oglądali portrety przodków, bawili się słonikami w indyjskim gabinecie. 14. Pragnął sam pokazać ojcu , że jest już zdrowy i może biegać jak inne dzieci. 15. Pewnej nocy obudził ją płacz. Idąc za głosem trafiła do pokoju Colina. 16. Łąki na których rosną wrzosy, zioła, niskie krzewy, a wśród nich żyją różne zwierzęta (lisy, króliki, kucyki). 17. Zawiózł go tam Dick na fotelu na kółkach, towarzyszyła mu Mary. 18. Mary, Colin, Dick. 19. Marta – służąca, Ben- ogrodnik, pani Medlock – gospodyni w Misselthwaite, ojciec Colina, lekarz. 20. Ponieważ podczas epidemii cholery zmarli jej rodzice. 21. Do Anglii, do wuja Archibalda Cravena, mieszkającego w Yorkshire. 22. Ponieważ zmarła mu ukochana żona a syn się rozchorował. 23. Był to Ben Weatherstaff, stary ogrodnik. 24. Róż. 25. Ojciec Colina. 26. Dick. 27. W ogrodzie. 28. Stary ogrodnik, Ben (pytania pisemne) Mary, kapryśnico, odwróć zagniewane lico. W twym ogródku rosną kwiatki, róże, dzwonki i bławatki. 2. Ponieważ rodzice jej nie kochali. Wychowywała ją służba hinduska. Dziewczynka nie zaznała w życiu miłości i ciepła. 3. Oboje mieli po 10 lat, byli wychowywani przez służbę, pozbawieni miłości rodziców, nielubiani przez otoczenie. 4. Chory z urojenia, na pytania Holland. 2. Pobyt na wrzosowiskach, obserwowanie życia zwierząt. 3. Badacz, odkrywca, naukowiec. Opracowała: Urszula ŚwierczINFORMACJE O PREZENTACJIOstatnią zmianę prezentacji wykonał: autora: utworzenia: 2008-09-01 22:34:43Edycja: Edytuj ( - Prezentacja (2008-09-01 22:34:43) - Edytuj prezentację. Publikacje nauczycieli Logowanie i rejestracja Czy wiesz, że... Rodzaje szkół Kontakt Wiadomości Reklama Dodaj szkołę Nauka ROZDZIAŁ XXVII. W OGRODZIE. Od początku świata każdy wiek miał swoje wynalazki. W ostatniem stuleciu uczyniono odkryć zadziwiających więcej, niż w wiekach poprzednich, odkryć coraz cudowniejszych. Narazie nie chcą ludzie uwierzyć, żeby można dokonać czegoś nowego, później zaczynają ufać, że można tego dokonać, później widzą, że się dokonuje, nakoniec dokonywa się czegoś, a ludzkość dziwi się, że nie zrobiono tego już przed wiekami. Jednem z najostatniejszych odkryć naukowych doby obecnej jest to, że myśl — poprostu myśl — może być równie silna, jak baterja elektryczna, równie dobroczynna, jak promienie słoneczne, lub zabójcza, jak trucizna. Przejmowanie się i trwanie w myślach smutnych lub złych jest tem samem, co zakażenie organizmu, naprzykład zarazkiem szkarlatyny. Skoro też tylko dopuści się do osiedlenia się takiej myśli na stałe, natenczas może to być ze szkodą na całe życie. Dopóki umysł Mary pełen był myśli nieprzyjemnych, złego mniemania o ludziach, obojętności na to, czy ją będą lubić, czy się będzie podobać, obojętności na wszystko, co ją otaczało, dopóty była ona dzieckiem złem, niepoczciwem, o żółtej, chorobliwej cerze. Okoliczności jednak były dla niej łaskawe, choć nie zdawała sobie sprawy z tego. Poczęły one kierować nią ku jej dobru. W miarę, jak jej myśl poczęła się zaprzątać gilami i domkami pełnemi dzieci, i starymi ogrodnikami o pomarszczonych twarzach, i prostemi dziewczynami wiejskiemi, i wiosną, i tajemniczemi ogrodami, ożywiającemi się z dnia na dzień, a również i chłopcem z wrzosowiska, i jego «stworzonkami», nie było jej w głowie miejsca na myśli nieprzyjemne, któreby oddziaływały ujemnie na jej wątrobę i trawienie, i powodowały żółtość cery i zmęczenie. Dopóki Colin zamykał się w swoim pokoju i myślał tylko o swoich lękach, chorobie i nienawiści do tych, którzy na niego patrzyli, dopóki godzinami całemi rozmyślał o garbach i wczesnej śmierci, dopóty był histerycznym, napoły zidjociałym, małym hipochondrykiem, któremu nieznane były promienie słoneczne i wiosna, i który nie wiedział, że może być zdrów i że może chodzić, o ile tego popróbuje. Ale gdy nowe, dobre i piękne myśli i wrażenia poczęły brać górę nad dawnemi, okropnemi, życie nowe poczęło w niego wstępować, krew zaczęła zdrowo krążyć w żyłach, a siły i moc napływały weń całą falą. Jego doświadczenie naukowe było bardzo proste i praktyczne, i nie było w niem nic nadziemskiego. Wiele dziwniejsze rzeczy dziać się mogą z kimś, kto wczas umie się spostrzec, gdy go złe myśli nachodzą, i zdoła je oddalić, i dobremi zastąpi, które mu otuchę i moc dadzą. Dwóch rzeczy naraz robić nie można. «Gdzie róże, chłopcze, posiejesz, Nie mogą zakwitnąć osty». Podczas gdy tajemniczy ogród powracał do życia, a z nim dwoje dzieci, był człowiek pewien, wędrujący po świecie, daleko, po cudzych miejscowościach, wśród fiordów norweskich i po górach i dolinach Szwajcarji, a był to człowiek, który od dziesięciu lat poddawał się czarnym, rozpaczliwym myślom. Nie był on odporny i nie próbował nigdy zastąpić swych myśli innemi, pogodnemi. Wędrował nad cudnemi brzegami jezior błękitnych — myśli złe szły za nim, spoczywał na stokach gór, w bukiety wonnego kwiecia spowitych, oddychał balsamicznem, górskiem powietrzem — a złe myśli go nie opuszczały. Ból okrutny złamał go w chwili największego szczęścia, w duszy jego noc osiadła, a nie chciał nigdy promyka jaśniejszego do niej dopuścić. Opuścił i zaniedbał dom i obowiązki. Gdy podróżował, widok jego krzywdę ludziom robił — tak bowiem smutek nad nim ciążył, że atmosferę około siebie smętkiem tym zatruwał. Ludzie obcy przypuszczali, że musi być albo chorym umysłowo, albo mieć jakąś ukrytą zbrodnię na sumieniu. Był to człowiek wysoki, o ściągłej twarzy i przygarbionych plecach, w hotelach zaś zapisywał swe nazwisko, jako «Archibald Craven, Misselthwaite Manor, Yorkshire, Anglja». Podróżował daleko i szeroko od chwili, gdy widział Mary w swym gabinecie i powiedział jej, że może mieć swój «kawałek ziemi». Zwiedził najpiękniejsze miejscowości Europy, choć nigdzie więcej nad dni kilka nie bawił. Wybierał najcichsze i najbardziej oddalone zakątki. Był na wierzchołkach gór, których szczyty w obłokach się kryły, i spoglądał na inne szczyty, gdy słońce wstawało i takiem je oblewało światłem, że, rzekłbyś, świat się na nowo rodzi. Lecz cuda te nie oddziaływały na niego aż do pewnej chwili, gdy uprzytomnił sobie, że po raz pierwszy od lat dziesięciu stało się z nim coś dziwnego. Znajdował się w przecudnej dolinie w Tyrolu austrjackim i szedł wśród takich cudów, które byłyby zdolne każdą najsmutniejszą duszę pocieszyć i podźwignąć. Szedł długo, lecz pociechy nie znalazł. Wreszcie poczuł znużenie i, by odpocząć, rzucił się na kobierzec z mchu nad brzegiem strumyka[1] Był to przezroczysty, mały strumień, biegnący radośnie w swem wąskiem łożysku pośród bogactwa wilgotnej zieleni. Czasami wody jego szemrały jak śmiech wesoły, szumiąc po kamykach i bijąc o brzeg zielony. Widział, jak ptaki nachylały główki i przychodziły pić jego wody, a potem rozwijały skrzydełka i frunęły hen! daleko. Był jakoby czemś żyjącem, a jednakże delikatny szum jego czynił ciszę jeszcze głębszą. Dolina była spokoju pełna. Gdy tak siedział, przyglądając się pięknym, przezroczym nurtom, pan Archibald Craven poczuł, jak zwolna myśli jego i ciało poczęły napełniać się pokojem i ciszą doliny. Myślał, że może śni, lecz nie usnął. Siedział i patrzył na przesiąkniętą słońcem wodę, a oczy jego poczęły dostrzegać rosnące nad brzegiem kwiaty. W jednem miejscu rozkwitło całe pole niezapominajek tak blisko wody, że listki ich kąpały się w strumieniu, patrząc zaś na nie, pan Craven uprzytomnił sobie nagle, że przed wielu laty lubił się im przyglądać. Myślał z rozczuleniem, jakim cudem błękitnym były owe tysiące rozkwitających kwiatów. Nie wiedział on, że myśl owa, tak prosta, poczęła zwolna wypełniać mu umysł — wypełniać, wypełniać, aż usunęła zeń inne smutne myśli. Było to tak, jakby słodka, promienna wiosna zaczęła się budzić nad sennemi wodami bagnisk i zwolna przemieniała je w toń kryształową. Lecz on sprawy sobie z tego nie zdawał. Wiedział tylko, że dolina zaczyna napełniać się coraz głębszą ciszą, on zaś siedzi i przygląda się jasnym, błękitnym kwiateczkom. Nie zdawał sobie sprawy, jak długo tam siedział, i co się z nim działo, wreszcie poruszył się, jakby się ze snu budził, wstał zwolna, stanął na mchach puszystych, oddychając głęboko i nie wiedząc, co się z nim dzieje. Zdawało się, że w nim coś łagodnie, spokojnie rozwiązało się, oswobodziło. — Co to jest? — rzekł szeptem i rękę przesunął po czole. — Czuję, jakobym do życia powracał! Nie mam dostatecznych wiadomości o cudownościach rzeczy nieznanych, bym zdolny był wytłumaczyć, jakim sposobem się to stało. I trudno wogóle byłoby to wytłumaczyć. On sam pojąć tego nie mógł, lecz przypomniał sobie ową dziwną godzinę w kilka miesięcy potem, gdy znów znalazł się w Misselthwaite i przypadkiem doszedł do wniosku, że w tymże samym dniu Colin zawołał, zszedłszy do tajemniczego ogrodu: — «Będę żył zawsze, zawsze, zawsze!» Ów dziwny spokój pozostał w nim przez resztę wieczora, i zasnął też nowym, ożywczym snem; niestety! nie trwało to długo. Nie wiedział o tem, że może go sobie zachować. Następnej nocy dał folgę smutnym swym myślom, a te falą napłynęły i opanowały go zpowrotem. Opuścił dolinę i puścił się na dalszą wędrówkę. Lecz — rzecz dziwna — bywały minuty, a nieraz i godziny, gdy, niewiadomo dlaczego, znów ów przytłaczający go ciężar zdawał się unosić, a on miał uczucie, że staje się znów zdolnym do życia. Zwolna — zwolna — nie znając przyczyny, ożywiał się wraz z ogrodem. Gdy złote lato zamieniło się w barwną jesień, udał się pan Craven nad jezioro Como. Tu znalazł czar, jak we śnie. Dni całe spędzał nad błękitnem przezroczem wód, lub błądził wśród bogatej zieleni wzgórz aż do znużenia. Lecz temi czasy począł sypiać lepiej, a sny okropne przestały go dręczyć. — A może — myślał — zaczynam sił nabierać. Zaczynał nabierać sił — prawda, lecz dzięki owym godzinom, gdy umysł jego wypoczywał, duch jego począł się znowu stawać silniejszym. Począł myśleć o Misselthwaite i o tem, czyby nie wrócić do domu. Od czasu do czasu myślał trochę o synu i zapytywał sam siebie, coby odczuwał teraz, gdyby stanął nad łożem z baldachimem na czterech rzeźbionych kolumnach i spojrzał na ostro rzeźbioną twarz jak z kości słoniowej i na te ciemne rzęsy, ocieniające przerażająco mocno zamknięte oczy. Wstrząsnął się. Pewnego cudnego dnia poszedł tak daleko, że, gdy wrócił, księżyc wysoko stał na niebie i srebrzył swemi blaskami świat cały. Cisza jeziora, brzegów i lasu tak była czarowna, że żal mu było wracać do willi, w której mieszkał. Podszedł do małego tarasu nad brzegiem wody, usiadł na ławce i oddychał wszystkiemi wonnościami tej czarownej nocy. Czuł dziwną ciszę, skradającą się nad nim — a cisza ta stawała się coraz głębszą, głębszą, aż zasnął. Nie wiedział, kiedy zasnął i kiedy począł śnić; sen jego tak był rzeczywisty, że nie czuł, iż śni. Później sobie przypomniał, jak mu się zdawało, że jest przytomny i rozbudzony. Zdawało mu się, że gdy siedział i oddychał wonią róż jesiennych i słuchał plusku fal u swych stóp, usłyszał głos wołający go. Głos był słodki i czysty, i szczęśliwy, i bardzo daleki. Zdawał się bardzo oddalony, lecz słyszał go tak dokładnie, jakby to było tuż obok. — Archi! Archi! Archi! — mówił głos — poczem znów wyraźniej i czulej, niż przedtem — Archi! Archi! — dodał. Zdawało mu się, że skoczył na równe nogi, nawet niezdziwiony. Głos był tak rzeczywisty i tak zdawał się naturalny, że musiał go słyszeć. — Liljas! Liljas! — odrzekł. — Liljas! Gdzie jesteś? — W ogrodzie! — zadźwięczało jak głos fletni złotej. — W ogrodzie! I sen się prześnił. Lecz pan Craven się nie zbudził. I spał głęboko i słodko całą tę noc czarowną. Gdy się obudził, ranek był już słoneczny, nad nim stał służący. Był to Włoch, przyzwyczajony, jak cała służba willi, do przyjmowania bez zdziwienia każdego kaprysu swych obcych panów. Nikt nie wiedział, kiedy pan wyjdzie, kiedy wróci, kiedy zechce spać, albo czy błądzić zechce po parku, czy leżeć noc całą w łodzi na jeziorze. Służący trzymał tackę z listami i czekał spokojnie, aż je pan Craven odbierze. Gdy odszedł, pan Craven siedział chwil kilka, trzymając je w ręku i patrząc w zamyśleniu na jezioro. Ów dziwny spokój wciąż był w nim i coś więcej jeszcze — poczucie, jakby owa rzecz okrutna nie istniała, i jakby się coś zmieniło nagle. Przypominał sobie sen — ów sen tak rzeczywisty. — W ogrodzie! — rzekł, dziwiąc się sobie samemu. — W ogrodzie! Ależ drzwi są zamknięte, a klucz pochowany tak głęboko! Gdy chwilkę później rzucił okiem na trzymane w ręku listy, spostrzegł, że na samym wierzchu jest jeden list angielski, pochodzący z Yorkshire. Adresowany był niewyrobionem, nieznanem mu pismem kobiecem. Otworzył go, nie myśląc o tem, kto pisze, lecz pierwsze zaraz słowa przykuły jego uwagę. «Jaśnie Wielmożny Panie! Jestem Zuzanna Sowerby, która niegdyś miała śmiałość zaczepić JWPana na wrzosowisku. Chodziło wtenczas o pannę Mary. Ośmielam się znów niepokoić JWPana. Proszę Jaśnie Pana, gdybym była Panem, tobym wróciła do domu. Myślę, że JWPan byłby szczęśliwy, gdyby wrócił, a — proszę mi moją śmiałość wybaczyć — myślę, że gdyby JWPani żyła, toby też prosiła, żeby JWPan wrócił. Uniżona sługa Zuzanna Sowerby». Pan Craven dwa razy list przeczytał, zanim go zpowrotem włożył w kopertę. Wciąż myślał o owym śnie. — Wrócę do Misselthwaite — powiedział. — Tak jest, wracam niezwłocznie. Poczem wrócił do willi i kazał Pitcherowi przysposobić wszystko do powrotu do Anglji. W kilka dni później znajdował się znów w Yorkshire, a w czasie całej długiej podróży rozmyślał o swym synu, jak nigdy przedtem przez całe lat dziesięć o nim nie myślał. Przez cały ten przeciąg czasu pragnął tylko zawsze zapomnieć o nim. Teraz, choć nie zamierzał myśleć o nim, to jednak myśli te same tłoczyły się do głowy. Przypomniał sobie owe dni straszliwe, gdy od zmysłów odchodził, że dziecko żyje, a matka umarła. Nie chciał go wcale widzieć wtedy, a gdy wreszcie poszedł je zobaczyć, ujrzał wątłe, brzydkie maleństwo, tak słabe, że wszyscy pewni byli, że zaledwie dni kilka przeżyje. Lecz ku zdumieniu tych wszystkich, którzy pieczę o niem mieli, dni upływały, a dziecko żyło; wtenczas przekonani byli wszyscy, że będzie kaleką. Nie był on złym ojcem, ale wcale wogóle uczuć ojcowskich dla syna nie żywił. Sprowadzał mu doktorów, pielęgniarki, wygodami otaczał, lecz wzdrygał się na samą myśl zobaczenia chłopca i zasklepiał się w swym smutku. Gdy po roku nieobecności pierwszy raz do Misselthwaite powrócił, a drobne, nędzne stworzonko podniosło ku niemu zmęczoną i obojętną twarzyczkę z wielkiemi, szaremi oczyma i czarnemi rzęsami, tak podobnemi, a jednak tak różnemi od owych oczu, które uwielbiał, znieść nie mógł tego widoku i odwrócił się odeń blady śmiertelnie. Potem rzadko kiedy go widywał, chyba śpiącego, a wiedział o nim to tylko, że był nieuleczalnym kaleką, o złym, przewrotnym, histerycznym charakterze. Wybuchom złości, szkodliwym dla jego zdrowia, zapobiegać było można jedynie ustępowaniem we wszystkiem jego woli. Wszystkie te wspomnienia nie dodawały zbytnio ducha, ale gdy pociąg wiózł go przez tunele i złociste równiny, człowiek «do życia wracający» myślał głęboko i długo. — Możem przez całych dziesięć lat nie miał słuszności — mówił do siebie. — Dziesięć lat to kawał czasu. Może już za późno, by można naprawić cośkolwiek. O czem ja też myślałem! Naturalnie, że to były złe czary, żeby zaczynać od słowa «za późno». Nawet Colin byłby mu to powiedział. Lecz pan Craven nie wiedział nic o czarach, ani o białych, ani o czarnych. Tego będzie się musiał nauczyć. Rad byłby wiedział, czy Zuzanna Sowerby odważyła się na list dlatego, że, jako matka, spostrzegła, że chłopcu jest gorzej, — że może jest bardzo chory. Gdyby nie był pod wrażeniem owego dziwnego spokoju, który nim owładnął, byłby bardziej przygnębiony, niż zwykle. Lecz spokój przyniósł z sobą jednocześnie odwagę i nadzieję. Zamiast poddawać się złym myślom, spostrzegł, iż usiłuje wierzyć, że będzie lepiej. — Czyżby możliwe było, żeby wiedziała, że będę zdolny dobrze na niego wpłynąć? — myślał. — Pojadę i zobaczę się z nią w drodze do Misselthwaite. Lecz, gdy w drodze przez wrzosowisko zatrzymać kazał powóz przed domkiem, siedmioro lub ośmioro dzieci, bawiących się opodal, zbiło się w gromadkę i, kłaniając się grzecznie, objaśniło, że ich matka udała się na drugi koniec wrzosowiska, aby być pomocną chorej znajomej. — A nasz Dick — dodały — chodzi do Misselthwaite i tam pracuje w ogrodzie przez kilka dni w tygodniu. Pan Craven spojrzał na tę gromadkę silnych, małych dzieci, o pyzatych, rumianych twarzyczkach, uśmiechniętych każde na swój sposób, i uprzytomnił sobie, że są zdrową, miłą gromadką. Uśmiechnął się do nich, wyjął złotego suwerena z kieszeni i wręczył go «naszej Elżuni», jako najstarszej. — Jak to podzielicie na ośm części, to każde z was otrzyma pół korony — powiedział. Potem odjechał wśród śmiechu, chichotu, ukłonów, trącania się łokciami i podskoków radości. Jazda przez wrzosowisko kojąco nań oddziaływała. Dlaczego dawało mu ono to uczucie zbliżania się do domu, uczucie, którego nie sądził się zdolnym nigdy już odczuwać — owo poczucie piękności ziemi i nieba, i owo serca bicie przy zbliżaniu się do starego gniazda, w którem od sześciu wieków przodkowie jego żyli? Jakże uciekał odeń ostatnim razem, wzdrygając się na myśl o jego zamkniętych pokojach i o chłopcu, leżącym na łożu z baldachimem na czterech rzeźbionych kolumnach! Czyż byłoby możliwe, żeby go znalazł zmienionym choć trochę na lepsze i żeby mógł opanować drżenie przed jego widokiem? Jakże rzeczywisty był ów sen — jakiż cudny i wyraźny ów głos, który nań wołał: «W ogrodzie! W ogrodzie!» — Spróbuję odszukać klucz — powiedział. — Spróbuję otworzyć drzwi. Muszę, choć nie wiem, dlaczego. Gdy stanął przed domem, zauważyła służba, przyjmująca go ze zwykłemi honorami, że lepiej pan wygląda i że nie udał się do pokoi oddzielnych, w których zamykał się z Pitcherem. Poszedł do bibljoteki i posłał po panią Medlock. Zjawiła się natychmiast podniecona, ciekawa, niespokojna. — Jak się miewa panicz? — spytał. — Proszę pana — odparła pani Medlock — panicz... panicz jest... inny, że tak powiem... — Gorzej? — dopytywał. — Proszę pana — usiłowała tłumaczyć — ani dr. Craven, ani pielęgniarka, ani ja nie możemy go zrozumieć. — Dlaczego? — Tak po prawdzie, żeby powiedzieć, sir, to paniczowi może jest lepiej, a może mu się odmienia na gorsze. Apetyt jego przechodzi wszelkie wyobrażenie, a jego zachowanie... — Czy zrobił się z niego jeszcze większy dziwak? — spytał pan Craven, marszcząc brwi z przestrachem. — To, to, to, sir! — Zrobił się bardzo dziwny, gdy go porównać z tym, jakim był dawniej. Zwykle nic nie jadał, a potem naraz zaczął jeść — no, coś niebywałego! A potem nagle znów przestał i odsyłał potrawy nietknięte, jak dawniej. Może pan nie wie o tem, że nigdy panicz nie chciał wyjść na powietrze. Przez cośmy wszyscy przechodzili, jak go się namawiało, to jak wspomnę, jeszcze mnie strach bierze. Doprowadzał się do takiego stanu, iż dr. Craven mówił, że go namawiać nie będzie, bo nie może za niego odpowiadać. No, więc potem, sir, bez namowy żadnej, po jednym z najgorszych napadów, nagle zażądał koniecznie, żeby go codzień wywozili do ogrodu z panną Mary i Dickiem Zuzanny Sowerby, który popycha wózek. Upodobał sobie ich oboje, pannę Mary i Dicka, i Dick przyprowadził mu swoje oswojone zwierzątka, i czy pan uwierzy — od rana do wieczora panicz jest na dworze. — Jakże wygląda? — brzmiało następne pytanie. — Żeby się odżywiał normalnie, toby można myśleć, że utył — ale lękamy się, że to może rodzaj obrzmienia. Czasami tak dziwnie się śmieje, jak są sami z panną Mary. Dawniej nigdy się nie śmiał. Jeśli pan pozwoli, to dr. Craven sam przyjdzie tutaj. Nigdy w życiu nie był jeszcze taki zdumiony. — Gdzie teraz jest Colin? — pytał pan Craven. — W ogrodzie. On ciągle jest w ogrodzie — choć nikomu zbliżać się nie wolno, z obawy, żeby na niego nie patrzano. Pan Craven ledwo dosłuchał ostatnich słów. — W ogrodzie — powiedział, a gdy odesłał panią Medlock, stanął i powtarzał ciągle: — W ogrodzie! Musiał zrobić wysiłek, żeby się ocknąć, a gdy poczuł znów, że jest na ziemi, zawrócił i wyszedł z pokoju. Skierował się tą samą drogą, co Mary, przez drzwi w żywopłocie, w laurową aleję, koło fontanny. Woda teraz tryskała i fontanna otoczona była klombami świetnych kwiatów jesiennych. Przeszedł przez gazon i zawrócił w wielką aleję przy bluszczem okrytych murach. Szedł wolno z oczyma utkwionemi w ścieżkę. Czuł, że moc jakaś ciągnie go ku miejscu, w którem tak dawno nie był, a nie wiedział, dlaczego. W miarę, jak się doń zbliżał, zwalniał wciąż kroku. Wiedział, gdzie są drzwi, choć bluszcz tak gęsto je zarósł — lecz nie wiedział dokładnie, gdzie jest pogrzebany klucz. Zatrzymał się zatem, rozglądając się, lecz w tejże chwili przystanął i począł słuchać, zapytując sam siebie, czy wszystko to nie sen? Bluszcz wisiał gęstemi splotami nad drzwiami, klucz pogrzebany był pod drzewami, żadna istota ludzka progu tego nie przestąpiła od lat dziesięciu — a jednak w ogrodzie były odgłosy. Były to odgłosy biegania, tupot nóg, jakby goniących się między drzewami, były dziwne, tłumione dźwięki przyciszonych głosów, wykrzykniki i tłumione wybuchy radosne. Brzmiało to, jak śmiechy młodych istot, jak niekrępowany niczem śmiech dzieci, które starały się, by ich słychać nie było, lecz w pewnym momencie wybuchały wesoło. O czemże on śnił — na miłość Boską — cóżto on słyszał? Czy zmysły postradał i myśli, że słyszy rzeczy, nie dla ludzkich dostępne uszu? Czy o tem mówił ów cichy, słodki głos? A naraz nadeszła chwila — chwila niekrępowania się, gdy zapomniano panować nad sobą. Tupot stawał się coraz szybszy — zbliżał się do drzwi ogrodu — młody, zdrowy oddech, wybuchy śmiechu niepowstrzymanego — drzwi w murze rozwarły się naoścież, pęki bluszczu uniesiono, i całym pędem wybiegł chłopczyk, a nie widząc przybysza, wpadł prosto w jego ramiona. Pan Craven ręce w sam raz rozpostarł, by go uchronić od upadku, któryby miał miejsce z powodu nieprzewidzianej przeszkody; gdy zaś przyjrzał mu się zdumiony, począł ustami oddech chwytać z wielkiego wzruszenia. Był to chłopczyk wysoki i bardzo ładny. Tryskało z niego życie, a bieg szybki twarz mu rumieńcem okrasił. Odrzucił z czoła gęste włosy i podniósł ku panu Cravenowi parę wielkich, szarych oczu — oczu pełnych chłopięcego śmiechu i wesela, oczu ocienionych długą, czarną rzęsą, jak frendzlą. Oczy te tak bardzo pana Cravena wzruszyły. — Kto to?... Co?... Kto?... — jąkał. Colin inaczej sobie wszystko wyobrażał — nie tak sobie spotkanie układał. A jednak to, że tak wpadł na ojca wśród gonitwy, dobiegając pierwszy do mety, było może nawet lepiej. Wyprostował się, robiąc się, jak tylko mógł, najwyższym, Mary, która się z nim goniła, wypadła równocześnie przez drzwi i pewna była, że przedtem się taił, a teraz dopiero wyprostował się w całej swej wysokości. — Tatusiu — powiedział — jestem Colin. Pewnie nie wierzysz, tatusiu. Ja sam ledwo uwierzyć mogę. Jestem Colin. Tak samo, jak pani Medlock, nie mógł pojąć, co znaczą słowa ojca: «W ogrodzie, w ogrodzie!» — Tak, tak — trzepał Colin. — Ogród to zdziałał — i Mary, i Dick, i stworzonka, i czary. Nikt o tem nie wie. Trzymaliśmy to w tajemnicy, żeby tobie, tatusiu, najpierw powiedzieć. Zdrów jestem, mogę Mary prześcignąć. Będę atletą. Mówił to wszystko, jak chłopiec normalny i zdrowy — twarz mu pałała, słowa padały jak grad — a dusza pana Cravena drżała ze szczęścia. Colin rękę wyciągnął i na ramieniu ojca położył. — Czy się tatuś nie cieszy? — kończył. — Czy tatuś nie kontent? Będę teraz żył zawsze, zawsze, zawsze! Pan Craven ręce oparł na ramieniu chłopca i milczał. Przez chwilę mowy odzyskać nie mógł. — Zaprowadź mnie do ogrodu, dziecko — wyrzekł nakoniec. — I opowiedz mi wszystko od początku. I wprowadzili go do ogrodu. Było to miejsce cudów jesiennych pełne, pełne złota, purpury, fioletu i szkarłatu, a wszędzie kwitły snopy lilij białych i białopurpurowych. Pan Craven pamiętał, gdy tu pierwsze z nich sadzono, że w owej roku porze roztaczały swe wdzięki. Późne, jesienne róże pięły się, zwieszały i czepiały, a promienie słońca czyniły odblask pożółkłych liści złocistszym jeszcze, i miało się wrażenie, że się znajduje w złotej świątyni sklepionej. Nowy przybysz stał się cichy i zapatrzony. Tak samo jak dzieci, gdy po raz pierwszy ujrzały szarość drzew i krzewów. Rozglądał się wciąż dokoła. — Myślałem, że zmarniał — powiedział. — Mary też tak z początku myślała, ale jednak ożył — odparł Colin. Potem zaś zasiedli pod ich drzewem wszyscy, prócz Colina, który chciał, stojąc, historję swą opowiedzieć. Była to najdziwniejsza opowieść, jaką w życiu słyszał Archibald Craven, a wypowiedziana była z chłopięcym zapałem i fantazją. Tajemnica, czary, dzikie stworzonka, niezwykłe nocne spotkanie, nadejście wiosny, obrażona duma, która radży małemu sił dodawała do stanięcia o własnych siłach, by Benowi Weatherstaffowi w oczy kłam zadać. Niezwykłe towarzystwo, granie komedji, wielka tajemnica, tak starannie strzeżona. Słuchający śmiał się, aż łzy mu napłynęły do oczu, lecz chwilami łzy miał w oczach, choć nie śmiał się wcale. Atleta, prelegent, odkrywca naukowy, wszystko to było zabawne, urocze, zdrowe, prześliczne. — Teraz jednak — dodał na końcu — już to tajemnicą nie będzie. — Boję się, że, jak mnie zobaczą, to spazmów dostaną, ale już w fotelu nigdy nie pojadę. Pójdę z tobą, tatusiu, do domu. Obowiązki Bena Weatherstaffa rzadko pozwalały mu oddalić się z ogrodu, lecz dzisiaj wymówił się potrzebą zaniesienia do kuchni warzywa; że zaś pani Medlock zaprosiła go do kredensu na szklankę piwa, zatem był na miejscu — jak tego pragnął — w najdramatyczniejszym momencie, jaki w ostatnich pokoleniach miał miejsce w Misselthwaite Manor. Przez jedno okno, wychodzące na dziedziniec, widać było kawał trawnika. Pani Medlock, widząc, że Ben idzie z ogrodu, miała nadzieję, że widział pana, a może nawet jego spotkanie z paniczem. — Widzieliście którego z nich, Weatherstaff? — spytała. Ben odjął od ust kufel, dłonią obtarł usta i odparł ze znaczącym uśmiechem. — Naturalnie, żem widział! — Obu? — dopytywała pani Medlock. — Obu — odparł Ben. — Dziękuję pani, napiłbym się chętnie jeszcze. — Razem? — mówiła pani Medlock, śpiesznie napełniając mu kufel. — Aha, razem! — i Ben jednym haustem wypił połowę kufla. — Gdzie był panicz? Jak wyglądał? Co do siebie mówili? — Nie słyszałem — odrzekł — bom stał za murem na drabinie. Ale pani tyle powiem: takie się tam rzeczy działy, o jakich wy tu wszyscy w całym domu nie macie wyobrażenia. A czego się macie dowiedzieć, tego się dowiecie nie długo. I nie upłynęła ani minuta po wypiciu reszty piwa, gdy skinął kuflem triumfująco w stronę okna, przez które widać było trawnik. — Niechno pani spojrzy! — rzekł. — A co, czy to nie ciekawe? Niech pani patrzy, kto idzie przez trawnik! Pani Medlock spojrzała, rozpostarła ręce i pisnęła przeraźliwie, a na pisk ten cała służba męska i żeńska rzuciła się ku oknu, patrząc tak, że im oczy nawierzch wyłaziły. Przez trawnik szedł pan na Misselthwaite, a wyglądał tak, jakim go większość służby nigdy nie widziała. Zaś u jego boku z głową podniesioną i oczyma roześmianemi kroczył pewno i rześko, jak najzdrowszy chłopiec w Yorkshire, panicz Colin! Przez całą drogę do Anglii rozmyślał o Colinie. Do tej pory starał się o nim zapomnieć, nieustannie rozpamiętując dramatyczne dni, podczas których tracił zmysły, nie mogąc pogodzić się z myślą, że dziecko żyje, a jego ukochana żona zmarła. Nie chciał widzieć chłopca, a kiedy w końcu poszedł, aby go zobaczyć, pokazano mu wątłego i brzydkiego noworodka. Wówczas wszyscy byli przekonani, że dziecko umrze w ciągu najbliższych dni, lecz czas mijał, a Colin nadal żył. Pan Archibald uważał, że syn wyrośnie na kalekę i nie potrafił rozbudzić w sobie ojcowskich uczuć. Zapewnił chłopcu opiekę, sprowadził najlepszych lekarzy, otoczył luksusem i pięknymi zabawkami. Pogrążony w rozpaczy, nie potrafił zmusić się do wizyt w pokoju Colina. Udał się więc w roczną podróż, a po powrocie ujrzał ponownie malca, który popatrzył na niego oczami ukochanej żony. Tego widoku nie potrafił znieść i od tej pory unikał spotkań z synem, odwiedzając go sporadycznie w nocy, kiedy spał. Był przekonany, że Colin jest nieuleczalnym kaleką o histerycznym usposobieniu i należy mu we wszystkim ustępować. Tego dnia, zbliżając się do domu, po raz pierwszy pomyślał, że może wszystko jest stracone i nic już nie da się naprawić. Zastanawiał się, co skłoniło Susan Sowerby do napisania listu i w jego sercu zrodziła się obawa, że Colin jest ciężko chory. Postanowił odwiedzić kobietę, lecz nie zastał jej w domu, a dzieci poinformowały go, że Dick chodzi do Misselthwaite, gdzie pracuje w ogrodzie. Uśmiechnął się do nich i wrócił do powozu, przypominając sobie dziwny sen. Postanowił odszukać klucz, czując, że musi wejść do ogrodu, który tak bardzo kochała jego żona. Wreszcie dotarł do domu i wezwał panią Medlock. Zjawiła się natychmiast, dziwnie niespokojna. Spytał o Colina, a gospodyni odparła, że panicz jest inny i wszyscy nie mogą nadziwić się odmianie, jaka w nim zaszła. Pokrótce opowiedziała o tym, że chłopiec w towarzystwie Mary i Dicka spędza większość czasu na świeżym powietrzu, wygląda lepiej i często się śmieje. Potem wyjaśniła, że chłopiec jest w ogrodzie, lecz nikt nie wie gdzie, ponieważ zakazał komukolwiek zbliżać się do siebie. Pan Craven odesłał ją i po chwili wyszedł z pokoju. Skierował się w stronę furtki, idąc tą samą drogą, którą przemierzyła Mary w dniu, kiedy odkryła tajemniczy ogród. Zatrzymał się przy fontannie, starając się przypomnieć miejsce, w którym zakopał klucz. Nagle usłyszał radosny śmiech i tupot stóp. Zdezorientowany rozejrzał się wokół, z trudem dowierzając, że odgłosy te dobiegają z ogrodu, który od wielu lat był zamknięty. Po chwili odgłos kroków stał się wyraźny, furtka otworzyła się i wybiegł z niej chłopiec, wpadając prosto w jego ramiona, które rozpostarł odruchowo, aby uchronić malca przed zderzeniem. Zdumiony przyjrzał się ładnemu dziecku o zdrowej i rumianej twarzy. Chłopiec z uśmiechem spojrzał na niego szarymi, wesołymi oczami, na których widok mężczyzna zadrżał. Colin, który zupełnie inaczej wyobrażał sobie spotkanie z ojcem, wyprostował się i odważnie spojrzał na niego, wyjaśniając, że jest już zdrów i sprawiły to czary ogrodu. Potem spytał, czy jest zadowolony. Pan Craven nie krył wzruszenia, widząc swojego synka, który był normalnym, zdrowym i silnym chłopcem. Objął go, prosząc, aby zaprowadził go do ogrodu i opowiedział mu o wszystkim. strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 - - 17 - - 18 - - 19 - - 20 - - 21 - - 22 - - 23 - - 24 - - 25 - - 26 - - 27 - Krzyżówka Tajemniczy Ogród1. Tak przezywał Mary syn pastora Crawforda. Na 10 liter2. Starsza siostra Dicka .Na 5 liter3. Imię matki Dicka. 7 liter4. Urodziła się w Indiach. 4 Podróżował po niej ojciec Colina. na 10 Służąca Mary w Indiach. Na 4 litery7. Imię pana Cravena . Na 9 liter8. Wielki przyjaciel zwierząt. na 4 litery9 nazwisko Dicka i Marty . 7 liter10. Syn pastora Craforda. 6 literPsHasło zaczyna się od 1 ale 3 To na dzisiaj

podróżował po niej ojciec colina